Jarosław Kaczyński: jestem zwolennikiem polityki zrównoważonego rozwoju całego kraju
Piątek, 4 Czerwca 2010
W dzisiejszym wydaniu „Faktu” ukazał się wywiad z kandydatem na Prezydenta RP Jarosławem Kaczyńskim.
Łukasz Warzecha: Czy ta kampania jest inna niż pozostałe?
Jarosław Kaczyński: Oczywiście, że tak. Jest inna, bo odbywa się w bardzo szczególnych okolicznościach, nie byłoby jej, gdyby nie tragedia smoleńska. Do tego doszła jeszcze powódź. Staram się z tego wyciągnąć wnioski. Nie mogę na razie odpowiedzieć, czy wyciągnęli je inni, bo kampania się jeszcze nie skończyła. Ja próbuję przemienić tę tragedię w coś pozytywnego, co pozwoli rozwiązać problemy dotąd bardzo trudne do rozwiązania.
Ł.W.: To było przesłanie pozytywne. Tego pozytywnego przesłania mamy już tak wiele, że można mieć wrażenie, że pomiędzy panem a Bronisławem Komorowskim jest tylko jedna różnica: on ma wąsy, a Pan nie.
J.K.: Faktycznie, do tej pory nie zajmowaliśmy się różnicami pomiędzy kandydatami. Ale jest jasne, że pomiędzy moją wizją Polski a wizją marszałka Komorowskiego różnice są znaczne. Tyle, że ja uważam, że nowa sytuacja stwarza większą możliwość porozumienia w niektórych kwestiach. Nie jestem pewien, czy tak samo uważa pan Komorowski.
Ł.W.: No to porozmawiajmy o tych różnicach. Które są najważniejsze?
J.K.: Jest jedna zasadnicza kwestia, w której stanowisko Bronisława Komorowskiego jest niejasne: stosunek do prezydentury. Trzeba tu przypomnieć słowa Donalda Tuska o żyrandolach. Bronisław Komorowski, który jest w pewnym sensie kreacją premiera Tuska…
Ł.W.: Chce Pan powiedzieć, że marszałek Sejmu jest niesamodzielnym politykiem? To samo mówiło się o zmarłym prezydencie w relacji do Pana.
J.K.: Tamta relacja była całkowicie inna. Byliśmy dla siebie wsparciem, razem przebywaliśmy polityczną drogę. Tak było, gdy śp. Lech Kaczyński został ministrem sprawiedliwości, co następnie pomogło w stworzeniu PiS, ale także znacznie wcześniej, gdy był wiceprzewodniczącym „Solidarności”, co bardzo pomogło utworzyć Porozumienie Centrum. Tak było, gdy potrafił wygrać wybory na prezydenta Warszawy, konkurując z Andrzejem Olechowskim i Markiem Balickim. Tak wreszcie było, gdy wygrał wybory prezydenckie w 2005 roku. W przypadku panów Komorowskiego i Tuska relacja jest całkowicie inna – jednostronna.
Przeczytaj cały wywiad
Łukasz Warzecha: Czy ta kampania jest inna niż pozostałe?
Jarosław Kaczyński: Oczywiście, że tak. Jest inna, bo odbywa się w bardzo szczególnych okolicznościach, nie byłoby jej, gdyby nie tragedia smoleńska. Do tego doszła jeszcze powódź. Staram się z tego wyciągnąć wnioski. Nie mogę na razie odpowiedzieć, czy wyciągnęli je inni, bo kampania się jeszcze nie skończyła. Ja próbuję przemienić tę tragedię w coś pozytywnego, co pozwoli rozwiązać problemy dotąd bardzo trudne do rozwiązania.
Ł.W.: To było przesłanie pozytywne. Tego pozytywnego przesłania mamy już tak wiele, że można mieć wrażenie, że pomiędzy panem a Bronisławem Komorowskim jest tylko jedna różnica: on ma wąsy, a Pan nie.
J.K.: Faktycznie, do tej pory nie zajmowaliśmy się różnicami pomiędzy kandydatami. Ale jest jasne, że pomiędzy moją wizją Polski a wizją marszałka Komorowskiego różnice są znaczne. Tyle, że ja uważam, że nowa sytuacja stwarza większą możliwość porozumienia w niektórych kwestiach. Nie jestem pewien, czy tak samo uważa pan Komorowski.
Ł.W.: No to porozmawiajmy o tych różnicach. Które są najważniejsze?
J.K.: Jest jedna zasadnicza kwestia, w której stanowisko Bronisława Komorowskiego jest niejasne: stosunek do prezydentury. Trzeba tu przypomnieć słowa Donalda Tuska o żyrandolach. Bronisław Komorowski, który jest w pewnym sensie kreacją premiera Tuska…
Ł.W.: Chce Pan powiedzieć, że marszałek Sejmu jest niesamodzielnym politykiem? To samo mówiło się o zmarłym prezydencie w relacji do Pana.
J.K.: Tamta relacja była całkowicie inna. Byliśmy dla siebie wsparciem, razem przebywaliśmy polityczną drogę. Tak było, gdy śp. Lech Kaczyński został ministrem sprawiedliwości, co następnie pomogło w stworzeniu PiS, ale także znacznie wcześniej, gdy był wiceprzewodniczącym „Solidarności”, co bardzo pomogło utworzyć Porozumienie Centrum. Tak było, gdy potrafił wygrać wybory na prezydenta Warszawy, konkurując z Andrzejem Olechowskim i Markiem Balickim. Tak wreszcie było, gdy wygrał wybory prezydenckie w 2005 roku. W przypadku panów Komorowskiego i Tuska relacja jest całkowicie inna – jednostronna.
Przeczytaj cały wywiad